Wehikuł Czasu
Nie ma chyba Człowieka na tym Świecie, który nie myślałby o podróżowaniu w
tym wymiarze. Wymiarze CZASU…
Czy Herbert George Wells spodziewał się, że wydana w 1895 roku Jego powieść pod
tytułem, jakże znanym, „Wehikuł Czasu” stanie się kanonem literatury SF? Pewnie
nie, ale stało się i niechaj tak pozostanie. Wczoraj obejrzałem luźną adaptację
powieści Wells’a, zrealizowaną w 2002 roku. Nie chcę wchodzić w polemikę z
Tymi, którzy uważają ten film za obrazę, czy wręcz bezczeszczenie oryginału.
Nie chcę też wywołać dyskusji, która porównywała by słynną ekranizację powieści
z 1960 roku. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma ekranizacjami.
Przy czym należy zaznaczyć, że ta starsza jest bardzo wierna opowiadaniu
Wells’a.
Wells miał marzenia. I to marzenia pchnęły Go… do PRZYSZŁOŚCI. Bohater
adaptacji powieści z 2002 roku, Alexander Hartdegen miał… wspomnienia,
dotyczące Emmy (nie występuje w ogóle w powieściowym pierwowzorze) i te pchnęły
go do… PRZESZŁOŚCI. Krótko rzecz ujmując można powiedzieć, że w przypadku ludzi
(a przynajmniej w moim przypadku) wspomnienia determinują przeszłość. Mówią nam
czy była dobra, czy zła. Smutna, czy wesoła. Słodka, czy gorzka. Warta
wspomnień, czy też zapomnienia. Występuje tutaj pewnego rodzaju alternatywa,
alternatywa wspomnień. I chyba częściej wracamy do tej lepszej alternatywy, tej
która determinuje przeszłość jako dobrą, miłą. Marzenia? Tak… te determinują
przyszłość. Rzadko kiedy, a jak już wyjątkowo, co potwierdza regułę, marzymy o
czymś niedobrym, raczej to nasze obawy dotyczące przyszłości. Można bez kozery
powiedzieć, że marzenia są w 100% piękne, mające odmienić nasze życie na
lepsze, ciekawe, piękniejsze, bogatsze…
Ekranowa Emma ginie. Umiera w ramionach ukochanego Alexandra. Ten robi
wszystko, między innymi Wehikuł Czasu, aby cofnąć zły los. Udaje mu się wrócić,
ratuje Emmę… ale tylko na chwilę… I tutaj „dotykamy” kwestii przeznaczenia…
Oznacza to, że mimo naszych nadludzkich starań nie da się go uniknąć… Oglądając
te sceny, sam chciałbym cofnąć czas. Chciałbym uratować Karola, mojego
tragicznie zmarłego Syna,… i uratować swoje (jakie to egoistyczne) marzenia
dotyczące Syna…
Szala wspomnień zdecydowanie w moim przypadku jest cięższa do szali marzeń.
Przeszłość jest mi teraz bardziej bliska niż przyszłość. Marzenia? Pewnie jakaś
resztka się tak kołacze w zakamarkach świadomości, ale to marginalna sprawa.
Mój „Wehikuł” NA PEWNO pognałby w przeszłość. Po to aby teraźniejszość była
inna. Do przyszłości? Chyba raczej nigdy. Poznawanie to jedna z największych
przyjemności istnienia. Można się bawić w wyrokowanie, przewidywanie, ale nigdy
nie można być pewnym tego co będzie. Nigdy. I nawet powiedzenie „Nigdy nie mów
nigdy” traci tutaj sens. Obyście nigdy nie poznali smaku… „NIGDY”.
A gdzie Wy byście skierowali pierwsze kroki mając możliwość podróży w czasie? Jak myślicie? I dlaczego? tam a nie gdzie indziej?
Archeologia, historia… i inne dziedziny nauki związane z przeszłością w pewnym sensie umożliwiają nam „podróż w przeszłość”. I najważniejsze… nasza wyobraźnia. Ta również potrafi przenieść Nas daleko w przyszłość. Wiedział o tym Stanisław Lem, jak i Herbert George Wells. Duch może wszystko, dusza nie ma ograniczeń. Tylko oblekające je ciało ogranicza duszy pragnienia.
Pozdrawiam…