
„Jeszcze Polska nie zginęła,
Kiedy my żyjemy.”
„Kiedy my żyjemy” – powtórzył w myśli i
zdecydowanym ruchem ręki wyłączył radio, z którego dobiegały dźwięki hymnu.
– Kiedy my żyjemy – mruknął pod nosem ponownie i dodał – Już niedługo – po czym
uśmiechnął się kwaśno. -Zginie, zginie już ja tego dopilnuję- kontynuował
mamrotanie pod nosem i zaczął przeglądać stos papierów, które w wielkim
bezładzie miał na okazałym biurku. – Zachciało się leczenia za granicą, unijne
standardy się marzą – wycedził przez zęby, po czym dodał – Nie doczekanie
wasze!. RoJaVi i śliczne, złotouste dziecię BarŁuk dopilnują aby ni eurocencik
nie poszedł poza granice.
Transport w zaniku, przemysłu ciężkiego też prawie nie ma, kapitał ludzki
wyemigrował, tak więc jeszcze te niedobitki, które żyją trzeba wykończyć… i
mamy co chcieliśmy. Nie trzeba rozbierać, dzielić, weźmie się w całości. I
doić, doić będzie się do cna, a na koniec będzie wysypisko śmieci dla
EuroLandu.
Demokracja to jednak fajna rzecz – pomyślał. Pretensje? Przecież sami wybierali
– powiedział bezgłośnie i z gardła wydał chrapliwy dźwięk przypominający
śmiech.
„Niemiec, Moskal nie osiędzie,
gdy jąwszy pałasza,
hasłem wszystkich zgoda będzie
i ojczyzna nasza.”
Zanucił mało znaną zwrotkę hymnu z oryginału Wybickiego, uśmiechnął się i na nowo zaczął śpiewać…
„Niemiec, Moskal se osiędzie,
gdy wyrwiesz z rąk pałasza,
hasłem wszystkich zawiść będzie
i ojczyzna już nie nasza.”
-Tak się teraz Narody zdobywa, zniewala. Bez
jednego wystrzału. W imię. Demokracji.
Jakem Don… – powiedział zadowolony, i dodał półgłosem – Płaszczyzna Opatrzności
– hehehehe – tylko czyjej!
_______________________________
Smutne, ale czy nie prawdziwe?
„Już tam ojciec do swej Basi
mówi zapłakany:
„słuchaj jeno, pono nasi
biją w tarabany”.
Biją? Nie… ale może jednak, choć w chwili ostatniej… larum podniosą… oby.